Dobry poród – historia misiowej Mamy

Dobry poród – historia misiowej Mamy

Autor: miskuleczka , piątek, 13 wrzesień 2024 19:01

Kiedy na pytanie jaki miałam poród odpowiadam, że dobry, widzę na twarzach niedowierzanie bądź uśmiech, za którym kryje się "tak, akurat, przecież poród nie może być dobry", ale mój właśnie taki był!

Zacznę od tego, że ja nie nastawiałam się na nic, nie wyobrażałam sobie nawet przebiegu porodu (no bo w sumie jak sobie wyobrazić, skoro nie miałam żadnego doświadczenia - to była pierwsza ciąża), ale zamiast tego skupiłam się na tym, na co miałam wpływ - wybór lekarza dra Pawła Stróżyńskiego (najlepszego!), zajęcia w szkole rodzenia (najlepszej, bo Misiowej ☺️), nauka oddechu i fizjoterapia (w tym również uroginekologiczna), a przede wszystkim wybór odpowiedniego szpitala.

Mam świadomość, że każda z nas ma inny próg bólu i inny poziom wrażliwości, dlatego starałam się nie brać do siebie opowieści o "złych" porodach, bo i tak wiedziałam, że mój poród będzie po prostu inny - tak jak każda z nas jest inna, każda ciąża jest inna, tak i każdy poród jest inny.

Do szpitala pojechaliśmy z mężem po odejściu wód płodowych, jakoś około południa, akcja porodowa i pierwsze bolesne skurcze zaczęły się dopiero o 19, a nasz mały cud na świecie pojawił się po 21. Przed porodem nie do końca trafiały do mnie hasła "musisz słuchać swojego ciała" - myślałam sobie, no ale jak? Co to ciało ma mi powiedzieć i kiedy dokładnie? I nadal nie wiem, czy coś powiedziało, a może nie potrafiłam się wsłuchać? Słuchałam za to położnej, jej rad i wskazówek i to był strzał w dziesiątkę! Chociaż poród wyczerpał mnie z sił, to uważam, że ogrom ciężaru zdjęła ze mnie przewspaniała położna - pani Kasia. Proponowała mi rozmaite metody łagodzenia bólu, pomagała w przyjęciu różnych pozycji wertykalnych, a przede wszystkim wyjaśniała każdy podejmowany krok i procedury. Złagodziła ból i oswoiła lęk.

Generalnie postawa i praca całego zespołu (położne, lekarze) oraz obecność męża sprawiły, że poród był po prostu cudownym doświadczeniem.

W chwilach kiedy z wyczerpania traciłam już nadzieję, że dam radę, usłyszałam od Pani Kasi słowa, które zmotywowały mnie i dały wiarę - pani Kasia powtarzała mi "dasz radę, świetnie to robisz, jeszcze chwila i zobaczysz swojego synusia".

Na koniec muszę dodać, że bardziej niż poród przerażała mnie wizja pobytu w szpitalu. I tu kolejny raz okazało się jak ważny był wybór odpowiedniego szpitala. Położne z KCO (Oddział Ginekologiczno-Położniczy) są po prostu położnymi z powołania. Pełne empatii, pomocne i tak po prostu po ludzku życzliwe. Zresztą cały zespół - od lekarzy, przez położne, po panie salowe, to zespół świetnych specjalistów, życzliwych i pomocnych ludzi, którzy o pacjenta dbają i dają poczcie, że jest się we właściwych rękach, pod dobrą opieką.

Chyba szczególnie muszę podkreślić jak ważna i nieoceniona okazała się pomoc położnych pani Dagmary i pani Ani Sz. w rozpoczęciu mlecznej przygody (przekochane mleczne wróżki), a dodatkowo rozmowy z panią Anią, jej rady i wsparcie naprawdę dodawały mi sił i poprawiały humor, a przez 11 dni pobytu w szpitalu bywało już ciężko.

Dlatego jak ktoś pyta o poród, to odpowiadam, że był dobry - bo dobry poród, to nie taki, który nie boli, bo boli (mniej lub bardziej), ale za słowami "dobry poród" kryje się wiele czynników - przygotowanie ciała i głowy, nie nastawianie się na najgorsze, wsparcie bliskiej osoby (mąż był ze mną od początku do końca - jego obecność i spokój, który miał w sobie działały kojąco. No i zabrał na salę porodową przenośny głośnik - rytmy latino i The Sound of Silence zrobiły robotę ????), fachowa opieka i chyba tak po prostu ludzka życzliwość.

- Mama małego M.

Fotografia w nagłówku: Migawka Agata Czen

 
\